Pamiętnik czasu zarazy

Oby już można było się śmiać…

Zakazy, nakazy, zarządzenia, rozporządzenia. I paradoksy dnia codziennego. Tak nam przyszło żyć w czasie zarazy – pandemii spowodowanej koronawirusem, tego okrutnego, śmiercionośnego malucha (ok. 0,1 mikrometra) przy którym włos ludzki to olbrzym a pojedynczy piksel w fotografii jest 30 razy większy. Każdy dzień dopisuje coś nowego. Od najbliższego czwartku (a rzecz piszę we wtorek) obowiązuje nakaz, abyśmy wszyscy chodzili z zakrytymi ustami i nosami. I najlepiej jeszcze w okularach, dopowiada jakiś specjalista (a tych co nie miara), bo woreczek spojówkowy wraz z łzami jest doskonałą drogą do wprowadzenia do organizmu SARS – CoV-2

Obok hasła ,,zostań w domu” (ale jednak na święta miejsca parkingowe na moim podwórku jakoś tak opustoszały) pojawiło się nowe : ,,Cała Polska szyje maseczki”. A, że Polacy fantazję mają, więc maseczki są w kropeczki, kwiatuszki i krateczki. I kształtu różnego, bo tych fabrycznie wytworzonych z filtrami z warstwą Hepe Type – jak na lekarstwo. Moja znajoma zrobiła sobie maseczkę z… majtek (o szczegóły fasonu nie pytałam), inna koleżanka wykrojone fachowo płaty bawełny połączyła… zszywaczami biurowymi. Tyle tylko, że – mówi inny wirusolog – wszystkie te chałupniczo wytworzone osłony z różnych tkanin niewiele dają, bo wilgoć z kichania czy kaszlu przepuszczają. A z nią – śmiercionośnego wirusa. Ponoć kropelki z nosa czy ust niosą się nawet na … sześć metrów – udowadnia inny specjalista, robiąc eksperyment ze strumieniem wody psikniętym pod ciśnieniem. Zatem zalecenia o przynajmniej 1,5-metrowej odległości jednego człowieka od drugiego, aby się ewentualnie nie zarazić, można między bajki włożyć. Tramwaje wożą powietrze i pojedynczych pasażerów, bo takie zarządzenie a tymczasem do taksówki wsiąść może trzech pasażerów (plus kierowca). -Nie ma w tej sprawie żadnego zakazu – słyszę w jednej z korporacji. Nie ma też w autach taxi żadnych przesłon. I w tej sytuacji nie ma mowy o choćby i metrowej odległości między pasażerami i kierowcą.

Od czasu do czasu zaglądam do internetowych poradników. I wyczytuję, że nie tylko ręce trzeba myć po powrocie do domu (według, oczywiście, znanej wszystkim, instrukcji), ale i… włosy. A, nuż, ktoś nam na nie psiknie albo nakaszle? Potem wystarczy ręką fryzurę poprawić i ust dotknąć…

A gdy wieje wiatr po okolicy unoszą się, niczym latawce, foliowe rękawiczki. Czy są spadochronami dla koronawirusów – nie wiem. Wiem natomiast, że owe folie, z którymi jeszcze nie tak dawno walczono dla dobra naturalnego środowiska, będą w ziemi rozkładać się nawet 400 lat!

Wyobrażam sobie, że satyrycy,będąc w izolacji domowej, nie występując na estradach, wszystkie te paradoksy cichutko spisują, monologi i skecze tworzą. A wyartykułują je gdy będziemy mogli już się z koronawirusa śmiać. Na razie odnotowuję powiedzonko: – Koronę już mam, teraz czekam na berło….

Na razie jednak nie jest nam do śmiechu…

Ewa Kłodzińska,

foto: Waldemar Malicki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *