Nasz mieszkaniec w Tajlandii – o nauczaniu zdalnym

Mateusz „Biszop” Biskup pochodzi z Osiedla Antoninek, gdzie chodził do Szkoły Podstawowej nr 86 przy ul. Mińskiej. Po ukończeniu studiów w USA mieszkał 10 lat w Szkocji, pracując w przemyśle naftowym. Obecnie mieszka w Bangkoku, gdzie pracuje jako nauczyciel języka angielskiego. Prowadzi kanał na Youtube pt. „Belfer w Tajlandii”.

Nauczanie online, moim zdaniem, nie zdaje egzaminu

Sytuacja z pandemią koronawirusa powoli się w Tajlandii stabilizuje. Bywały dni bez żadnego nowego zakażenia. Wiele zaś z nowych przypadków to Tajowie przybyli z zagranicy. Prosto z samolotu trafiają na kwarantannę, bez ryzyka zarażenia innych osób.

Po niemal dwumiesięcznej przerwie otwarto centra handlowe i zniesiono prohibicję. Można też pójść do fryzjera lub restauracji. We wszystkich takich miejscach należy mieć maskę na twarzy i zachować dystans od innych osób.

Nauczyciele wrócili już do szkół, ale uczniowie jeszcze nie. Rząd zdecydował, że szkoły zostaną otwarte dla uczniów dopiero 1 lipca, o ile oczywiście sytuacja nadal będzie się poprawiać i nie nadejdzie druga fala zakażeń.

Na razie więc jesteśmy skazani na prowadzenie zajęć online, czyli zdalnie. Szczerze mówiąc – nie jestem entuzjastą takiego rozwiązania. To nic innego, jak tzw. pic na wodę moim skromnym zdaniem. Nie dość, że zajęcia odbywają się koszmarnie rzadko (dwie godziny w tygodniu!) to jeszcze strona techniczna takiego nauczania pozostawia wiele do życzenia. Internet się rwie, aplikacja Zoom, której używamy czasem się zawiesza, no i uczniowie nie uważają tak jak na normalnej lekcji.

Jedną-z-klas-zamieniliśmy-w-prowizoryczne-studio-filmowe

Oprócz tych lekcji wysyłamy także uczniom filmiki video na różne tematy. Jedną z klas zamieniliśmy na prowizoryczne „studio filmowe” – wyłożyliśmy jedną ze ścian zielonym materiałem i tam kręcimy filmiki edukacyjne dla studentów. Jeden z naszych tajskich kolegów studiował w szkole filmowej i teraz zajmuje się obróbką tych naszych „dzieł” dodając do nich tło, efekty specjalne itp. Wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze. Zadajemy uczniom zadania domowe w podobnej formie. Każdy z uczniów ma nakręcić krótki film video na zadany temat i umieścić go na naszej klasowej grupie w komunikatorze LINE – najpopularniejszym komunikatorze internetowym w Azji Południowo-Wschodniej.

Kiedy dzieci wrócą już do szkoły czeka nas mnóstwo pracy, by nadrobić stracony czas. Rząd zdecydował, że w tym roku nie będzie październikowych wakacji, które zazwyczaj oddzielały dwa semestry. Możemy liczyć tylko na kilka dni wolnego między Świętami Bożego Narodzenia, a Nowym Rokiem. Pod znakiem zapytania stoją także przyszłoroczne wakacje w kwietniu. No trudno, takie czasy…

W jednej z bangkockich garkuchni

Nie mogę za bardzo narzekać, ponieważ moja szkoła nadal daje mi pracę i wypłaca normalną pensję. Wielu nauczycieli w Tajlandii nie ma takiego szczęścia. Ci, którzy pracują za pośrednictwem agencji nauczycielskich są w szczególnie trudnej sytuacji. Agencje płacą im bowiem tylko za przeprowadzone godziny lekcyjne, a takich przecież teraz nie ma. Wielu nauczycieli zdecydowało się na powrót do swoich krajów, inni wyjechali np. do Wietnamu, który znakomicie poradził sobie z pandemią i już otworzył szkoły w pełnym zakresie. Przypuszczam, że niedługo w Tajlandii zapanuje ogromne zapotrzebowanie na nauczycieli języka angielskiego.

Tajowie są już bardzo zmęczeni obecną sytuacją i z niecierpliwością wypatrują turystów. Niestety, wszystkie loty zagraniczne zawieszone są do początku lipca. A i później nie będzie zbyt łatwo dostać się do Krainy Uśmiechu. Rząd wprowadził bowiem listę krajów, których obywatele nie mogą wjechać na teren Królestwa do momentu, aż sytuacja w nich się nie ustabilizuje. Wygląda na to, że do Tajlandii najprędzej zawitają turyści z Chin i Korei Południowej – w tych krajach jest już praktycznie po pandemii. Niestety – Europa i Ameryka będą musiały trochę poczekać…

Mateusz Biskup

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *