Droga rowerowa przy ul. Warszawskiej. Źródło: www.poznan.wyborcza.pl
Skrzyżowanie ulic Warszawskiej i Łowickiej stanowiło jak gdyby centrum całego Osiedla, a szczególnie parterowy budynek, okolony niezbyt wysokim, drewnianym płotem, w którym mieścił się bar i kiosk. Właścicielem był pan Wojciech Sobczak, jeden z założycieli Komitetu Obywatelskiego, czuwającego nad rozwojem Osiedla. Mieszkał z żoną i córką Ireną w dwupiętrowym domu, po przeciwnej stronie ulicy. Przed kioskiem kończył również swój kurs autobus o śmiesznym kształcie, kursujący tu ze Starego Rynku. W budynku tym po wojnie urządzono poczekalnie trolejbusową.
Idąc dalej na północ krótką ulicą Łowicką dochodzimy do tzw. plant, czyli dość dużego obszaru zieleni, poprzecinanego ścieżkami spacerowymi z rozstawionymi ławkami. W czasie okupacji niemieckiej pobudowano pod plantami schron przeciwlotniczy, istniejący do dzisiaj. Podobny schron został zbudowany przy skrzyżowaniu ul. Łęczyckiej i Mogileńskiej.
Na zachodnim krańcu plant stoi do dzisiaj kościół pod wezwaniem Chrystusa Odkupiciela. Świątynia ta została zbudowana w roku 1935, staraniem Komitetu Budowy Kościoła, do którego należeli: Wojciech Sobczak, Czesław Pajzderski, Wincenty Zgoła, Roman Krzewiński, Tomasz Tepper, Czesław Dymaczewski i inni. Poświęcenia kościoła w dniu 10 listopada 1935 roku dokonał Jego Eminencja Ksiądz Kardynał August Hlond, Prymas Polski. Pierwszym proboszczem nowej świątyni został w 1936 roku zaledwie trzydziestoletni ks. Czesław Grzonka. Zaraz na początku okupacji niemieckiej ksiądz Grzonka został aresztowany, wywieziony do obozu w Dachau, gdzie zmarł w 1942 r.
Przy ul. Kutnowskiej, na przeciw kościoła, prowadził swój sklep spożywczy pan Piechowiak, który po przedwczesnej śmierci żony sam wychowywał swoje trzy córki. Kawałek drogi za kościołem, na początku ulicy Czerniejewskiej, wypiekał wspaniałe „szneki” i inne pieczywo piekarz Ratajczak.
Idąc dalej na zachód, za ulicą Krańcową, po stronie południowej ul. Warszawskiej, były i są jeszcze dzisiaj tzw. działki. Jest to teren, który w okresie Wielkiego Kryzysu przeznaczono dla bezrobotnych, którzy mieli tam sobie uprawiać warzywa i owoce. Z czasem, z powodu braku mieszkań, coraz więcej ludzi pobudowane altany wykorzystywało jako stałe mieszkania i tak jest do dzisiaj. W drewnianej świetlicy działkowej co tydzień odbywały się zabawy, po których krewcy, miejscowi młodzieńcy, gonili się ze szklanymi „tulipanami” w rękach. Po wojnie w tej świetlicy do tańca przygrywał zespół „Serenada”, a refreny śpiewał szef tego zespołu – Grzesiak. Znany był z tego, że przed występem, na kompletnie łysą głowę, zakładał piękną, rudą perukę.
Powstały pierwsze firmy przewozowe, na początku z wozami konnymi, jak np. pan Mocydlarz na ul. Łęczyckiej i pan Wlazły przy ul. Konińskiej. Pojawił się również pierwszy przewoźnik samochodowy pan Furmankiewicz (przy ulicy Konińskiej), który posiadał chyba dwa samochody ciężarowe marki „Fiat”. Na Osiedlu mieszkał także, prawdopodobnie jedyny w tym miejscu i czasie, właściciel kilku taksówek samochodowych – pan Tomasz Tepper.
Krótko przed wojną, wzdłuż ulicy Warszawskiej, po stronie północnej, utworzono szeroki, zadbany pas zieleni. Przez środek tego pasa poprowadzono żwirową drogę rowerową oraz zbudowano stylowy przystanek autobusowy z kioskiem, przy skrzyżowaniu z ul. Krańcową.
Osiedle Warszawskie lat trzydziestych i czterdziestych miało niestety pewien mankament, mianowicie brzydki zapach wydzielający się z przetwórni padliny (rakarni) na końcu ulicy Mogileńskiej, przy której mieszkali państwo Makowscy. Zakład ten, zwany „hyclem”, był czynny jeszcze w latach pięćdziesiątych. Natomiast błogosławieństwem tej dzielnicy był graniczący z domami las, gdzie jako dziecko przebywałem chyba większość dnia. Pamiętam jeszcze dzisiaj tzw. wenty, czyli zabawy z tańcami, kołem szczęścia, fantami i loterią na cele społeczne, organizowane przez komitet parafialny. Imprezy te odbywały się pod koronami leśnych drzew. Po wojnie do tańca najczęściej przygrywała orkiestra harcerska.
Za sosnowym lasem teren był ogrodzony drutem kolczastym i strzeżony przez wojsko. Stały tam niskie pawilony, oddzielone wałami, gdzie magazynowano amunicję (miejsce dzisiejszego Urzędu Skarbowego). W czasie okupacji na tym terenie Niemcy magazynowali ogromne ilości słomy, dowożonej na lokalną bocznicę kolejową. Wojsko zajmowało także fort IIIa (Pritwitz), gdzie dzisiaj jest krematorium cmentarne. Obok tego fortu, w domu z pruskiego muru, mieszkał emerytowany wojskowy pan Brygarczyk z rodziną, do którego pół Osiedla chodziło po wojnie po mleko, ponieważ hodował kilka krów. Już po wyzwoleniu państwo Brygarczykowie przeżyli wielką tragedię. Ich dwoje dzieci podczas zabawy zginęło od wybuchu miny przeciwczołgowej.
Z powodu ogromnego braku mieszkań dla najbiedniejszych, zasiedlone były prawie wszystkie małe forty z 19 wieku. Zamieszkały był także duży fort III (Graf von Kirchbach) na terenie dzisiejszego Ogrodu Zoologicznego, dokąd czasem chodziłem z siostrą do jej koleżanki. W forcie tym podczas okupacji Niemcy uruchomili fabrykę elementów blaszanych do samolotów „Focke Wulf”. W głębokiej, pokrytej dachem z betonowych płyt fosie stały ogromne prasy do tłoczenia duraluminiowych części samolotów. Maszyny te w 1945 roku zostały powyrywane z fundamentów i wywiezione do Związku Radzieckiego. Jedyną pamiątką po tym zakładzie były jeszcze długo po wojnie sztachety w płotach, przy domkach jednorodzinnych, wykonane z wąskich profili duraluminiowych.(cdn) Stefan Lamęcki
Trolejbus Osiedla Warszawskie. Źródło: poznan.wyborcza.pl