Wielu poznaniaków jeszcze doskonale pamięta, że w wyborach 2014 roku Jacek Jaśkowiak pokonał Ryszarda Grobelnego i został prezydentem Poznania głosząc chwytliwe, popierane przez obywateli hasło kadencyjności.
Pretendent do prezydentury wielokrotnie zapewniał wówczas wyborców, że tylko przez dwie kadencje chciałby zajmować prezydencki fotel, aby nie musiano go od niego odrywać siłą. To się wyborcom bardzo podobało, ponieważ mieli już dość powszechnego długotrwałego pełnienia publicznych funkcji przez te same osoby, obrastające nieuchronnie pęczniejącym „dworem” z wielką szkodą dla obywateli, państwa i w ogóle demokracji.
Nawet Ryszard Grobelny tłumaczył, że w 2014 roku przegrał z Jaśkowiakiem, bo ten opowiadał się za kadencyjnością, którą ludzie masowo poparli. Później J. Jaśkowiak, już jako prezydent Poznania, jeszcze wielokrotnie zapewniał publicznie i zupełnie przecież dobrowolnie, że po zakończeniu drugiej kadencji nie będzie już ubiegał się ponownie o prezydenturę Poznania. Te zapewnienia tak mocno utrwaliły się w świadomości poznaniaków jako prawdziwe, uczciwe i niewzruszone zamiary głosiciela, że odstąpienie od nich wydawało się niemożliwe. A jednak prezydent Jaśkowiak powiedział niedawno w istocie jednoznacznie, że chce ubiegać się o prezydenturę Poznania ponownie w 2023 roku, czyli po raz trzeci.
Pomijając kwestię honoru i wiarygodności, J. Jaśkowiak dodał, że poświęci się znów zostać prezydentem, aby nie zawieźć pragnień poznanianek i poznaniaków, którzy obdarzają go rekordowo wysokim poparciem w sondażach. To dla nas wyborców zgodzi się zostać prezydentem Poznania na trzecią kadencję, poświęcając wygodniejsze, przyjemniejsze i dużo lepiej opłacane życie biznesmena.
Wiarołomstwo poznańskiego prezydenta przekreśliło szansę zostania przez niego wzorem i przykładem praktycznego realizowania idei kadencyjności, która nadal jest bardzo aktualna i potrzebna.
Marcin Dymczyk