Główna jaką pamiętam (1)

Rodzinny dom 

Urodzona w 1923 roku pamiętam dom moich dziadków taki jaki był w czasach dawniejszych, wtedy z numeracją Główna 29 (obecnie 63). Stał samotnie wśród zieleni, jego otoczenie od strony lewej aż do narożnika z ulicą Nadolnik, pozostawało niezabudowane. Kamienicę i piekarnię kupiła moja babcia Domicella z Wyrembeckich-Hoffmannowa, która przeprowadziła się z Poznania wraz z mężem Józefem i czwórką dzieci: córkami Franciszką, Leokadią i Ludwiką i synem Tadeuszem. Sklep i piekarnia nazywały się „Fortuna”. W 1937 roku babka przekazała dom Tadeuszowi, mojemu ojcu. Mieszkałam w tym domu aż do 1948 roku z rodzicami i pięciorgiem rodzeństwa.

fot.Nieistniejąca już kamienica Hoffmannów przy ul Główna 29, (obecnie 63) ok. 1939r

fot. Autorka w wieku 19 lat, 1942r. 

Nasza kamienica była jednym z najładniejszych domów wzniesionych z początkiem XX wieku na terenie wsi Główna, wtedy zwanej Glowno Dorf. Dwupiętrowa, z poddaszem, miała ściany licowane cegłą klinkierową w tonacji wiśniowo-brązowej. Okna i drzwi były obramowane jasnymi gzymsami, tak samo okrągłe okna strychu. Cztery balkony, po dwa na każdym piętrze, usytuowane z lewej i prawej strony fasady, były tak obszerne, że pozwalały kilku osobom zasiadać do podwieczorku. Miały metalowe, secesyjne balustrady.

Wejście do kamienicy usytuowane w części środkowej zamykały pięknie profilowane drewniane drzwi, w kolorze spatynowanej miedzi. Po lewej, skrajnej części domu znajdowała się brama wjazdowa, zamykana przez metalowe wrota, profilowane, ze zwieńczeniem secesyjnym, także w kolorze spatynowanej miedzi. Wnętrze, które zamykały, służyło jako wozownia, później gdy mój ojciec kupił samochód, jako garaż. Blisko wjazdu znajdowało się duże okno wystawowe i wejście do sklepu. Pani Anna Wachowiakowa, wdowa, sprzedawała tam owoce i jarzyny. W dawniejszych czasach, kiedy Hoffmannowie zajmowali cały parter po obu stronach korytarza, w tym sklepie sprzedawano pieczywo. W czasach kryzysu lokal sklepowy w pobliżu wjazdu zamieszkiwała rodzina Garnców, z którą był kłopot. Nie pamiętam momentu przeobrażenia tej części.

Sień domu była obszerna, o posadzce kamiennoterakotowej, czerwonawej. Na obu ścianach barwne malowidła przedstawiały sceny rodzajowe w krajobrazie alpejskim. Strop zdobiły sztukaterie – liście akantu, które przechodziły nad lamperie klatki schodowej. Schody były drewniane z takąż balustradą i toczonymi tralkami, które dziś zachowały się tylko fragmentarycznie. Wszystkie drzwi prowadzące do mieszkań miały w górnej części witrażowe szybki, a na dole białe szkło trawione.

Po prawej stronie sieni wchodziło się do naszego mieszkania, rozdzielonego długim korytarzem, połączonym z dobudowanym parterowym budynkiem, gdzie urządzono kuchnię i służbówkę. Po lewej stronie sieni zajmowaliśmy jeden pokój na cele gospodarcze, później nastąpiły adaptacje. Od ulicy zamieszkiwał szewc Budnik, od podwórza w jednym pokoju z kuchnią – Pawlaczykowie. Z sieni przechodziło się na podwórze – do budynku piekarni, wzniesionej z czerwonej cegły z dekoracyjnym fryzem, stajni i zabudowań gospodarczych. Początkowo czerpano wodę studzienną przy pomocy pompy, usytuowanej pośrodku podwórza. Na początku lat 30. XX wieku zaistniała możliwość podłączenia się do sieci wodociągowej. Pod budynkiem piekarni urządzono miejsce poboru wody dla mieszkańców, a jeszcze później doprowadzono wodę do wnętrza domu.

W domu wszystkie pokoje miały układ amfiladowy, prowadziły do nich drzwi duże, płycinowe, z ładnymi klamkami. Podłogi drewniane z długich desek, malowano. Wszystkie pokoje miały sztukaterie na suficie. Oświetlenie domu było gazem świetlnym. Zapalanie lamp gazowych wymagało wspinania się na odpowiednią wysokość. W każdym domu był zapas koszulek żarowych, gdyż łatwo ulegały zniszczeniu. W nocy zapalano świece osadzone w lichtarzach, których była duża ilość. Lampka oliwna pod religijnym obrazami podwieszona, rozjaśniając wątłym światłem ciemność, pełniła, poza kultowym celem, również praktyczny. Do szklanego, o ciemnoczerwonej barwie naczynia wlewano oliwę, a zanurzone w niej białe małe knotki zapalone dawały światło aż do zużycia.

Za mojej pamięci na I piętrze pięciopokojowe mieszkanie wynajmowała rodzina Ludwika Ochockiego. Na II piętrze po tej samej stronie żyła rodzina Kaniastych. Później w latach trzydziestych i Ochoccy i Kaniastowie wyprowadzili się, a mieszkania zajęli inni lokatorzy. (cdn)

Kazimiera z Hoffmannów Talarczykowa

One thought on “Główna jaką pamiętam (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *